wtorek, 25 lutego 2014

Jak żyć ?!

Szlag mnie trafia. Mam ochotę  krzyczeć, bić, rozstawić krzyż pod Pałacem Prezydenckim. Jestem doktoranką. Jako studentka pierwszego roku w jednostce PAN dostaję na rękę 1700 zł. Mieszkam z chłopakiem, z którym wynajmuję mieszkanie za 1500 zł miesięcznie plus opłaty, ok 100 zł. Po odliczeniu kosztów mieszkania, lekcji angielskiego (na które i tak połowę dokłada mi mama), abonamentu tel. i kosztów jedzenia (i to bez żadnych szaleństw) zostaje ok 100 zł dla siebie...Może nie powinnam marudzić, ale chyba ktoś z polityków zapomniał, że np. czasem trzeba kupić buty, bo np. zrobi się w nich dziura. I za co? Ok, za tą 100. Średniej jakości buty, które z dużym prawdopodobieństwem zaraz oddam na reklamację. O wyjściu do kina, na basen, do teatru (o la booooga) zapomnij człowieku! Ja wiem, że można jeść codziennie zupki chińskie, kupować ubrania w szmateksach (co często czynię), myć się w kropli wody. Ale co to za życie! Przecież pracuję, codziennie siedzę w pracy po 8h. I nie mam jak dorobić za bardzo, chyba że w weekend. Czyli 7 dni roboczych na 7 dni tygodnia. Widocznie doktorant powinien nadal mieszkać z rodzicami i żyć na ich łasce, biedny 26-letni (i więcej) niesamodzielny człowiek. Smutne.

wtorek, 30 lipca 2013

Zakopana w soli

Krótka notatka z serii "Miejsca godne Świętej Krowy"

Jednym z niewielu plusów mojej obecnej pracy jest karta Multisport. Po wejściu w jej posiadanie zasiadłam do wyszukiwarki i zaczęłam przeglądać listę miejsc, do jakich dzięki niej mogę się udać. Czy wcześniej zdecydowałabym się wybrać do groty solnej i wydać 20 zł na leżenie na leżaczku niemalże zakopana w soli? Zdecydowanie nie. Jednak dzięki karcie dałam się skusić. I całe szczęście! Grota solna jest wg mnie jednym z lepszych pomysłów, na jakie wpadł człowiek. Wnętrze groty przypomina zupełnie jaskinię wypełnioną większymi i mniejszymi bryłami soli. Do tego dołączono kolorowe światełka i relaksującą muzykę.

O właściwościach groty można poczytać na stronie www.relax-grota.pl i jak sami zobaczycie, jest ich multum.

Szkoda tylko, że niektórzy do końca nie rozumieją idei groty solnej i przyprowadzają ze sobą watahę dzieci. Dzieci, które roznosi energia, chcą biegać, kopać, budować... A do tego najlepszy byłby plac zabaw, a nie miejsce gdzie ludzie próbują się zrelaksować po ciężkim dniu...A grota sama w sobie daje taką możliwość. Usypia się w parę chwil, łatwiej się oddycha i człowiek naprawdę odpoczywa. Nawet taki nerwus, jak ja.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Caffe latte co kładzie na klatę...

Otóż. Aż ciężko zacząć. Napiszę krótko- nie pijcie kawy w Igloo Cafe. Zachęcona cudowną kawą Latte z syropem miętowym z Coffee Heaven postanowiłam kontynuować swój haj lajf i udałam się na kawę mrożoną do Pasażu Łódzkiego. Spojrzałam na menu, nie musiałam długo wybierać, bo Caffee Latte mrożona była tylko jedna. Z przemiłym uśmiechem zwróciłam się do kelnerki prosząc o ten produkt. Zdziwiło mnie trochę, kiedy na moją prośbę pani kelnerka odwróciła się i wypruła do drugiej "ejjjjj...zrobisz kawę?!!", na co druga pani zareagowała jakby zaproponowano jej pracę na galerach i odkrzyknęła głosem pozbawionym krzty entuzjazmu 'No ok....".Poczułam, że kogoś skrzywdziłam. To co postawiono przede mną przerosło wszelkie moje oczekiwania...w dół...do wnętrza ziemii....Miało ci to kolor czarno-buro-beżowy. Smak...Tego ludzkie słowo nie opisze...Ściera, którą kiedyś wytarto zmywak uwalony kawą, zmielona z kostkami lodu i wlana do szklanki i przyprawiona starymi fusami do smaku...Nie zamawiajcie tam kawy dobrzy ludzie...

piątek, 5 lipca 2013

Ciężki żywot chcącego zjeść zdrowo

  Nadszedł w końcu ten dzień, kiedy postanowiłam wziąć tyłek w troki i zacząć się odchudząć na serio. Tak nie na serio odchudzałam się już od dluższego czasu, ale niestety metoda ta cechuje się niewielką skutecznością. Moja cierpliwość do dziwnie malejących ubrań osiągnęła swój kres. Fałda tu, fałda tam, fałda wszędzie, gdzie się nie obejrzysz. Powiedziałam sobie 'koniec", skończyło się "sranie w rabarbar", jak to jeden góral mi na wakacjach powiedział. Rozpoczął się czas apokalipsy. Z tak bojowym nastawieniem udałam się do łódzkiej Manufaktury zjeść obiad, bo żem akurat na mieście była. Ominęłam szerokim łukiem mc'donaldy, kfc i inne takie i stanęłam u wrot Bon Apetito. Spojrzałam na ofertę, no owszem owszem, sporo tego. Sięgnęłam po talerz, nabrałam sobie trochę szpinaku, trochę fasolki i trochę warzyw grillowanych. Za rarytasy zapłaciłam ok 15 zł. I po chwili gorzko zapłakałam. Fasolka bez smaku, zero soli, zero smaku fasolki! I do tego jakiś patyk. Na samą myśl mam ciarki. Szpinak trochę ratował sytuację, ale do ideału też mu było daleko, bo był słabo rozmemłany i gdzie niegdzie były w nim grudki mąki...Warzywa grillowane? Płacz i rozpacz...ponownie zero smaku, ogólnie przypominały atrapę jedzenia...Moje nadzieje wzbudziła pieczarka...Szkoda, że jedząc ją aż mi w zębach chrupnęło od piasku...!!! Zgroza...i tak sobie można zdrowo zjeść...Zdecydowanie nie polecam tego miejsca...

środa, 26 czerwca 2013

Wierzysz w inteligencję rodzaju ludzkiego? Rozpocznij pracę 'na słuchawce'- czyli moje orędzie do narodu

Od marca pracuję na sluchawce w pewnym banku...i tak jak informuje tytuł- jest to idealne miejsce, by stracić resztki wiary w ludzką inteligencję. Co mnie w tej pracy nieustannie zadzwia, to przede wszystkim ILOŚĆ telefonów. Na zmianie pracuje kupa ludzi, a rozmowy wpadają non stop! Sama zadaję sobie pytanie- kiedy ostatnio dzwoniłam do banku, z którego korzystam? Hmmmmm jakiś rok temu, tylo dlatego, że samodzielnie nie można zmienić numeru telefonu przez internet. A telefonu dzwonią, w mojej głowie, drrrrrrrrrr drrrrrrrrrrrr! Siedzę tam, by pomóc klientowi, doradzić, no i przy okazji coś sprzedać. Ale nie zdawałam sobie sprawy, iż większość telefonów jakie odbieram dotyczy spraw, które zupełnie nie wymagają pomocy! Wystarczyłoby pomyśleć, dosłownie chwilkę, zastanowić się. Ale co w takiej sytuacji robi 3/4 klientów? Chwyta za słuchawkę, kręci numer na infolinię, czeka 20 min. na zgłoszenie konsultanta (bo wiele wiele innych klientów dzwoni w tym samym czasie), po czym cały w nerwach, krzyczy do słuchawki. Krzyczy, że on jest od dziesięciu lat klientem, a na liście kart debetowych, nie wstawiliśmy jego nowej karty i on nie ma jej jak aktywować. Wielki przycisk "Aktywuj kartę" nie okazał się wystarczająco zachęcający, by go widocznie chociażby na próbę kliknąć. System wówczas prosi o nr aktywowanej karty... Pominę już sam fakt braku samozaradności- wiadomo, nie wszyscy łapią w lot wszystko. Ale zadziwia mnie roszczeniowe podejście klientów. Ludzie! Aż ciężko mi uwierzyć, że naprawdę żyjemy w kraju, w którym jeszcze niedawno nic nie było na półkach! Z narodu, który jeszcze kilka lat temu miał problemy z dostępem do podstawowych produktów i usług, narodu który starając się o cokolwiek, wystawał godziny w kolejkach staliśmy się narodem niesamowicie roszczeniowym!!! Wszystko ma być już, na teraz, na cito, za darmo, zgodnie z życzeniem klienta. Na każdą informację o 7-dniowym okresie oczekiwania większość reaguje złością, krzykiem, a nawet wulgaryzmami. Co zabawne, klienci są w ciężkim szoku, gdy informuję, że za wulgaryzmy rozłączę rozmowę. Ale jak to?! "Pani tam po to jest, żeby słuchać takich rzeczy!". Ludzie, opamiętajcie się! Od tego, co słucham od klientów robi mi się ciasno w głowie niekiedy. Klientka krzyczy do słuchawki, że ona nie ma maila, ona nie ma internetu, wy to takie wszystkie młode, myślita, że każdy musi mieć internety! OK. Nie musi. Wnuczek założył jej konto, podał swojego maila. Klientka nie przechodzi identyfikacji. Rozumiem i też mnie to smuci. Ale to jest bank internetowy...Gdzie tu sens, gdzie logika?...

niedziela, 17 marca 2013

Ciekawostki, które nikogo nie obchodzą

Przychodzi w życiu człowieka ponoć taki moment, kiedy człowiek postanawia się ustatkować, usamodzielnić, kończy studia, znajduje pracę, zakłada rodzinę. Szkoda, że tylko w teorii. U mnie pojawia się coraz więcej 'ale'. Ciągle tłukące się po głowie pytania, czy ja tak naprawdę chcę tak żyć. Wg mnie są to szablonowe zadatki na zostanie żulem.

I ciągle na twarzy uśmiech, mimo że w duszy smutek i samotność. Jakbym chciała tym uśmiechem zaczarować rzeczywistość...

I miliardy problemów, których źródłem jestem tylko i wyłącznie ja sama. Jestem ich generatorem i mistrzem zaplątywania się w nie.

Raz już zaczęłam wierzyć, że da się inaczej, ale mój dobrodziej mnie olał. Zostałam olana przez człowieka tłumaczącego mi, że wcale świat mnie nie ma w zadzie. W sumie to aż zabawne.